Gdzieś na końcu świata, tam, gdzie pustynia spotyka się z zielonymi wzgórzami, a słońce nieustannie maluje na niebie kolory, istnieje kraina pełna sprzeczności – surowa, dzika, a jednocześnie tętniąca życiem. Kraina, która zamiera w porze „bezwodnej” i ożywa wraz z opadami – miejsce, gdzie ziemia rodzi życie, a drzewa znają chłód poranków.
Ponoć tutaj powstała nasza cywilizacja – na ziemiach dawnej Mezopotamii. I choć w tejże krainie nie brak osad ludzkich, tradycji i kultury, jej codzienność osadzona jest na konflikcie. Kurdystan.
„Do niedawna byli obywatelami drugiej kategorii – poniżani, deportowani, zabijani. Dzisiaj tworzą elitę państwa. Prezydentem Iraku jest Kurd, Dżalal Talabani, a przyjęta w 2005 roku konstytucja tego kraju w znacznym stopniu opracowana została właśnie przez Kurdów. To dzięki nim Irak po amerykańskiej interwencji w 2003 roku nie rozpadł się na trzy państwa. Arabowie, sunnici i szyici kłócili się między sobą od marcowych wyborów w 2010 roku aż do połowy września, kiedy to poprosili Kurdów o pomoc i mediację. Ci pogodzili zwaśnionych polityków i rząd utworzono w ciągu kilku dni (…)
Etniczny Kurdystan, czyli tereny zamieszkane od kilku tysięcy lat przez różne plemiona kurdyjskie, rozciąga się od zatoki Iskenderun na Morzu Śródziemnym aż po świętą górę Ararat, na granicy Turcji z Armenią. Jest to obszar bliski wielkości Niemiec, jednak państwa o nazwie Kurdystan nie ma na żadnej mapie świata. Tereny zamieszkane przez Kurdów, na mocy traktatu w Lozannie z 1923 roku, zostały bowiem rozdzielone pomiędzy cztery kraje. Najwięcej w udziale przypadło Turcji, najmniej Syrii; niemal po równo dostały Iran i Irak. Jeden z najstarszych narodów na Bliskim Wschodzie, liczący 43-45 milionów ludzi, nie posiada własnego państwa.
Dziś nazwy Kurdystan potocznie używa się w odniesieniu do niewielkiego terenu wyznaczającego autonomię w północnym Iraku, zwaną oficjalnie Regionem Kurdystanu. Funkcjonuje on niemalże samodzielnie. Językiem urzędowym jest kurdyjski, a nie arabski. Kurdowie mają własnego prezydenta i własny parlament, w którym kobiety posiadają 27 procent mandatów. Mają też własną, niezależną od Iraku, armię”.[1]
To właśnie tam wszystkie pory roku spędził Radek Siewniak; fizjoterapeuta, kaznodzieja, misjonarz. Wraz z żoną Elą prowadzą bardzo wartościowy kanał na YT: Radek i Ela Siewniak
Jak wyjaśnia, w kwietniu 2014 roku w wyniku ogłoszenia kalifatu i – mówiąc łagodnie – politycznego przegrupowania, domy musiało opuścić ponad trzy miliony ludzi. Stali się oni uciekinierami, uchodźcami, przebywającymi w dużej mierze w obozach dla uchodźców. Chrześcijanie, jezydzi, ale jak pisze Radek – również i muzułmanie opuszczali swą ziemię by uchronić się przed różnego rodzaju represjami ze strony ISIS; gwałtami, torturami i masowymi mordami.
Co Radek zastawał, wchodząc do takiego pozbawionego dosłownie wszystkiego, namiotu? Zerknijcie:
Radek jako fizjoterapeuta miał w Iraku pełne ręce roboty, ale i możliwości działania – niósł pomoc wszystkim, bez względu na wyznanie, świadcząc przy okazji o Jezusie Chrystusie gdzie i jak tylko mógł. Tam spotkał się na równo z niesamowitymi różnicami kulturowymi, ale i niesamowitą gościnnością. Z jawną kpiną jak i wyjątkowo ciepłym przyjęciem. Na obcym, zdawałoby się nieprzyjaznym gruncie głosił ludziom ewangelię.
To, za co doceniam książkę „Daj mi pić! Bliski Wschód z bliska” to nie tylko barwne opowieści podróżnicze, opatrzone wieloma fotografiami, z liczymi opisami kultury poszczególnych grup etnicznych, ich codziennego życia i rozmów z nimi. To dokładne wyjaśnianie nam – czytelnikom dalekiego świata, czym różnią się sunnici od szyitów, kim są jezydzi, jak powstawał islam i jak nastąpiła jego radykalizacja, czym różni się Biblia od Koranu, jak powstał Kurdystan, jak wygląda sytuacja chrześcijan na tamtych terenach. Dzięki tym prostym, konkretnym opisom, Bliski Wschód stał się dla mnie naprawdę bliższy. Gdy teraz słyszę hasło „Kurdowie” już wiem, o kogo chodzi i czym się różnią od Turków. Wiem też, w co mniej więcej wierzą jezydzi i czemu ISIS postawiło na eksterminację tej grupy. Mam również lepsze pojęcie mentalu ludzi zamieszkałych na terenach Iraku. Radek ich nie idealizuje, pisze, co zauważył – a są to często przeciwstawne postawy – oraz wyraża swoje refleksje na temat tego, w co wierzą. Podchodzi do swojej „wyprawy” misyjnej również w sposób symboliczny – we wszystkim, nawet w przyrodzie, widzi jakąś metaforę z życia duchowego, o czym pisze. Do mnie te obserwacje bardzo trafiają, ponieważ „mam tak samo”; we wszystkim, co dzieje się w świecie materialnym, upatruję jakiegoś symbolu świata duchowego.
Książka Radka Siewniaka to przystępne, ciekawie napisane „kompendium wiedzy” o islamie w wielu kontekstach – również chrześcijańskim. O islamie bardzo namacalnym, codziennie wyżywanym, konfrontującym. O tym bardzo gościnnym, przyjaznym, oraz tym wrogim. To wszystko jednak, z punktu widzenia kogoś, kto postawił na miłość Chrystusową do drugiego człowieka.
Doświadczenia Radka wynikające z obserwacji i wielu przeprowadzonych rozmów już pomogły mi w konwersacji na temat islamu i chrześcijaństwa z kolejnym muzułmaninem. Zdobywam zresztą w związku z tymi od lat toczonymi rozmowami, kolejne przemyślenia – nie ukrywam, są one bliskie tym „Radkowym”, a jakie to przemyślenia? Już niebawem podzielę się z Wami na blogu. Tymczasem zachęcam was gorąco do zyskania nowej, znacznie szerszej perspektywy na temat Bliskiego Wschodu właśnie z książki Radka.
Nie wzgardzę również żadną kawą – nawet tą wirtualną!
Komentarze? Chodźcie tutaj.