Wstawaj Alicja! – książka z przesłaniem

To miała być książka dla żartu, dla pewnej Alicji, treść nie miała znaczenia. A jednak, gdy do mnie dotarła i od niechcenia zaczęłam ją czytać, uznałam, że trafiłam na historię niezwykłą – w sensie niecodzienną, nawet w świecie chrześcijańskim. Bo chyba rzadko zdarza się,
żeby jedna, prosta, zwyczajna osoba zmobilizowała do modlitwy oraz pójścia za Jezusem tysiące osób? W dodatku nie wypowiadając ani słowa.

 

Taka historia przydarzyła się Alicji Mazurek – jak piszą jej znajomi: „zwykłej nastolatce” z Lublina.  Ale zacznijmy od początku.

Alicja Mazurek urodziła się w kwietniu 2000 roku w głęboko katolickiej rodzinie. W każdym razie, mama Alicji, Agnieszka od dziecka prowadziła ją w duchu miłości do Boga. Tak budowała się wrażliwość Alicji, która z czasem zadziwiała samych rodziców; bezinteresownie niosła pomoc każdemu i wszędzie, była pełna uważności na głos Boga w codziennym życiu, niezwykle cierpliwa, uprzejma, choć po swojemu – nieco szalona, pełna entuzjazmu dla każdej dobrej sprawy. Czytając o niej chyba mogę stwierdzić, że nie istniały dla niej żadne granice miłości. Jak i to, że była osobą ze zdecydowanymi poglądami na sprawy dla niej istotne i nie ulegała wpływom rówieśników. Planowała dziesięcioro dzieci!

W 2018 roku był dla Alicji dniem jak co dzień. Jechała z kolegą – Olafem samochodem, gdy ten z niewyjaśnionych przyczyn zjechał z drogi i uderzył wprost w betonowy filar.

Tak się złożyło, że świadkiem wydarzenia był duchowny, który przejeżdżał obok. Gdy podbiegł do ofiar wypadku, było dla niego jasne, że to koniec. Na szybko pomodlił się za nich wykonując gest ostatniego namaszczenia.

 

Olaf zginął na miejscu, a Alicja trafiła do szpitala w stanie krytycznym. Nikt z personelu nie wierzył, że przeżyje do pierwszej operacji.

„Miała żyć zaledwie godzinę” – wspomina mama Ali.

 

Mówi również:

„Od samego początku kaplicę szpitalną okupowała młodzież. W tym szpitalu trwały na modlitwie za Alę setki ludzi. Kapelan, który tam pracował od 18 lat, stwierdził, że nigdy czegoś takiego nie widział. My byliśmy zwykłymi ludźmi, niczym się nie wyróżnialiśmy, a zaczęliśmy doświadczać tak wielkiego ogromu dobra i miłości od innych”. [1]

 

Dalej jest jak w jednym z tych amerykańskich serialu o uroczych, małych miasteczkach i sąsiedztwie rodem z nieba: setki osób modliły się za Alicję nieustannie, a wkrótce poszło w tysiące – zważywszy zasięg ogólnopolski; do kolejnych ludzi docierała bowiem historia Ali, kolejne osoby dołączały do „łańcuszka modlitwy” za nią. Czytając te relacje wydaje się, że poruszona została cała Polska, województwo po województwie, miasto po mieście.

Alicja przeżyła operację. I kolejną, oraz następne. Lecz jej stan wymagał intensywnej rehabilitacji, która pochłaniała kolejne dziesiątki tysięcy złotych miesięcznie. W pewnym momencie jej tata podjął niezwykłą decyzję – stwierdził, że taniej będzie wybudować dla Alicji ośrodek rehabilitacji. Dokonał tego w 11 miesięcy! Uroczyste otwarcie nastąpiło dwa tygodnie przed odejściem Alicji. Pech? Chichot losu? Niekoniecznie.

W Bożej rzeczywistości, gdy sprawy zostaną oddane Jemu, nie ma przypadków. Ośrodek działa i służy kolejnym osobom w potrzebie.
Wydaje się, że Alicja odeszła z tej naszej, namacalnej rzeczywistości tylko ciałem, ale duch jej miłości, wiary, dobrych czynów rozsiał się i działa nadal.

Pozwolę sobie przytoczyć:

„Przed wypadkiem Alicja była bardzo aktywną dziewczyną, zaangażowaną w różne grupy religijne i społeczne. Razem ze swoimi znajomymi z osiedla założyła oddział KSM przy swojej parafii w Turce. Jednocześnie dołączyła Wspólnoty Guadalupe. Należała również do zespołu, który posługiwał na comiesięcznych Mszach Świętych z modlitwą o uzdrowienie przy parafii Świętej Rodziny w Lublinie (po wypadku, pamiętając w modlitwie za Alę, członkowie tego zespołu nadali mu nazwę Talitha Kum). Wspólnie z przyjaciółką zajmowała się także oprawą muzyczną ślubów w Lublinie i okolicach. To tylko jedne z wielu inicjatyw, w których brała udział. Zawsze miała czas dla drugiego człowieka i chętnie przychodziła każdemu z pomocą.”[2]

 

Można należeć do dwudziestu stowarzyszeń, kościołów, grup, zespołów chrześcijańskich i nigdy nie naśladować Jezusa. Można też na odwrót. Tutaj, wydaje się, że wiara Alicji była ściśle związana z uczynkami serca, które poznało serce Boga.

Wszyscy odejdziemy – to tylko kwestia czasu i okoliczności. A czas decyzji jest dziś, teraz; wchodzimy na ścieżkę Jezusa? Dla tych, którzy się zdecydują, czeka życie wypełnione treścią i sensem. A potem? Zaraz…. Potem będzie tylko lepiej:

„Jezus jej odpowiedział: Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie.” (Jana 11:25 (Biblia Tysiąclecia)

 

Słyszeliście o historii Alicji Mazurek?
Jeśli nie, polecam Wam książkę – reportaż pt. „Wstawaj Alicja!” autorstwa Doroty Chęć. W niej dobrniecie do detali, o których tu nie pisałam i będziecie mogli zdobyć się na osobistą refleksję, zastanowić się, jaki pozostawiam duchowy testament? Warto.

Chcesz zostawić komentarz? Zrób to TUTAJ
Możesz też postawić mi KAWKĘ.

 

Jeśli potrzebujesz pocieszenia w chorobie, zachęcam Cię do zapoznania się z  książką „Wstań i chodź! Pociesznik dla chwilowo chorych”.
Możesz nabyć ją bezpośrednio u mnie – wystarczy wiadomość prywatna na: [email protected] 

Błogosławieństwa dla Was!

[1] https://fundacjawstawajalicja.pl/

[2] Tamże

Rekomendowane artykuły

Dodaj komentarz