Ot był sobie młody, obiecujący ksiądz, dla którego siódmy rok służby był rokiem szabatowym = rokiem odpocznienia i zastanowienia się nad dalszą ścieżką swojego życia. W tym celu postanawia pobyć ze sobą i z Bogiem tak bardzo w odosobnieniu, jak to tylko możliwe – udaje się na pustynię saharyjską. Zupełnie sam. Tam buduje prowizoryczny domek, któremu brak wszelakich wygód, ale który chroni go przed żarem i chłodem, bo pustynia, jak pisze, to miejsce paradoksu; gorących dni i zimnych nocy. Ale pustynia też jest miejscem, w którym Pierre-Marie musiał spotkać się sam ze sobą. Bo on przez pustynię nie przechodził w karawanie, z wycieczką. On pozostał w swoim małym, kamiennym schronieniu przez dwa lata. I oto przekazuje nam stamtąd ważną prawdę:
„(Na pustyni) nie ma nic, co przyciągałoby uwagę, żadnej ucieczki. Nie da się schronić ani w rozrywce, ani w aktywizmie, ani w licznych relacjach na zewnątrz. Wszelki unik staje się niemożliwy. Jest za to piękna okazja do poznania siebie. Łaska pustyni istnieje: nasącza duszę, hartuje ciało, odciąża serce, oświeca ducha.”
Cały post możesz przeczytać TUTAJ
Zapraszam Cię serdecznie
Doceniasz treści, które tu powstają i chcesz postawić mi kawę, a właściwie to wesprzeć dystrybucję Pociesznika? Zrób to W TYM MIEJSCU