Przeczytaj ten tekst uważnie, bez pośpiechu. Poświęć czas tylko tej jednej czynności. Zastanów się. Zrób taki eksperyment – być może pierwszy od długiego czasu.
Wokół nas rośnie krzykliwość. Nie tylko ta na zewnątrz, ale i ta wewnętrzna. Nasze myśli bywają krzykliwe. Krzyk jest symptomem niepokoju. Są ludzie, którzy wręcz zabijają ciszę – nie potrafią mówić bez słów. Boimy się ciszy, a są momenty, które jej po prostu wymagają.
Wciąż jesteśmy bombardowani wiadomościami. Czy naprawdę musimy wiedzieć o wszystkim, co się dzieje na świecie? Co nam ta wiedza daje? W ciszy jest ukojenie dla duszy. Nie powinniśmy zamęczać naszych znajomych, nie powinniśmy bać się samotności.
– te słowa przeczytałam w liście od pewnej mojej dobrej duszy zwanej Miśką i chciałam się nimi podzielić, bo mam tak samo. Tak samo odbieram ciszę – jako dar. Jako rzecz konieczną dla utrzymania zdrowia psychicznego. W dzisiejszym świecie to trudne, gdy nawet zdjęcia na mediach społecznościowych krzyczą – mnóstwo ludzi czuje się w obowiązku wrzucać zdjęcia, które informują całą resztę o tym, jacy są rozbawieni, aktywni, cały czas w biegu. Ale w dzisiejszym świecie to podwójnie ważne, by zwrócić się w kierunku ciszy.
Pozwólcie, że zdobędę się na jeszcze jeden, wymowny cytat:
„Dla życia człowieka nie mniej ważne od tlenu i pożywienia są warunki, w jakich żyje, by życie nie było wegetacją. Otoczenie ma przemożny wpływ na zdrowie i samopoczucie człowieka, jego wrażliwość, komfort życia zarówno psychicznego, jak i duchowego. Żyjemy w czasach wzmożonego hałasu, w których głośno akcentowane są prawa dziecka i prawa człowieka. Pomija się jednak jedno z podstawowych praw: prawo do ciszy.
Życie przeszłości było ciszą. Dopiero w wieku dziewiętnastym wraz z wynalezieniem maszyn narodził się hałas. Dziś hałas triumfuje i panuje suwerennie nad wrażliwością ludzi.
Negatywna jest także jego symbolika, na przykład według Pisma Świętego apokaliptyczny zgiełk ma zwiastować koniec świata. Natomiast w starożytnych Chinach hałas stosowany był jako wyjątkowo ciężka tortura” [1]
Bez ciszy nie ma wzrostu, nie ma pójścia do przodu. W ciszy można usłyszeć siebie, można też usłyszeć Boga.
Od kilku tygodni chodzę regularnie na basen. I mimo początkowej niechęci, pokochałam ten czas. Godzina bycia offline, godzina sam na sam ze sobą, z Bogiem. Wiecie, że czasem trzeba zatkać sobie uszy, żeby coś usłyszeć?
Mam tak, gdy pływam na plecach – znasz ten moment, gdy zanurzają się twoje uszy i wtedy…. zaczynasz słyszeć? Słyszysz każdy drobny dźwięk wody, słyszysz swój oddech, ruchy swojego ciała, swoje wnętrze.
Gdy po godzinie wychodzę z wody, jestem szczęśliwa. Odprężona. Pełna energii. Gotowa na cały dzień. Mam tak samo zimą, podczas morsowania – gdy siedzę w ciszy, w lodowatej wodzie, często oglądając zachód słońca za lasem, czuję, że jestem w sposób właściwy, że wszystko jest dokładnie tak, jak ma być, zbalansowane, a ja karmię się ciszą, która jest terapeutyczna. Stale powracam do wody.
Podobny efekt mam, stojąc na górze. Lubię góry, bo są wielką przenośnią życia – między innymi, rzucają na wszystko inną perspektywę.
Nie muszę wychodzić wysoko, wystarczy mi taka Kozia Góra w Bielsku. Z każdym kolejnym metrem, powietrze jest czystsze, bardziej przejrzyste, a wszystkie sprawy milkną, zostają w dole. Huk życia; jazgot uliczny, ludzkie kłótnie, rozmowy do mnie nie docierają. Jestem poza wszystkimi plotkami, nowinkami, aferami. Offline. I jednocześnie online naprawdę.
Jezus
On mówi o sobie: „Uczcie się ode mnie, że jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych.” (Mt. 11:29)
Według Siedmiu Języków Życia, Jezusa przodującym językiem życia był najprawdopodobniej Contemplator – a on często milczy. Jego doświadczenie, mądrość rodzi się w milczeniu.
Z własnej, 16-letniej drogi z Bogiem wiem, że prawdziwa więź z Nim, też rodzi się w milczeniu – tylko tam Go usłyszymy. Ale nie tylko ja; liczne zakony jak i miejsca religijne (np. małe kapliczki) oparte są na kontemplacji, na ciszy. Cisza z Bogiem nie oznacza pustki! Powiedziałabym, że wręcz przeciwnie.
Jak zacząć żyć w ciszy?
„Można zacząć nasze przebywanie w ciszy, rozmyślaniami o wdzięczności” (Miśka).
Zgadzam się. Tak robię. Jak dalej pisze Miśka:
„Wokół nas dzieje się tyle dobra, a my go nie dostrzegamy. Wymaga to jednak systematyczności, jeśli chcemy zauważyć efekty. Można samemu robić sobie rekolekcje w ciszy na łonie przyrody: chodząc po górach, lesie, słuchając śpiewu ptaków”.
Czytanie, przeżywanie Pisma Świętego wymaga uwagi, poświęcenia czasu tylko temu – warto zaprosić Ducha Świętego, by działał przez nas, podczas lektury. I całkowicie skupić się na osobie Boga, Jezusa – wiesz, że kiedy będziemy już w wieczności razem, będziemy rozmawiać z Nim tylko sercami? Nie trzeba będzie otwierać ust. Warto ćwiczyć już teraz.
Z Miśką piszemy listy, bo obie wyrażamy się nie przez mówienie, ale przez pisanie. W pisaniu jest uważność, która jest niezbędna, by korzystać z ciszy w pełni. Wycisza zapisywanie swoich myśli – np. prowadząc dziennik. Po czasie możemy się z nimi skonfrontować. Nie każda myśl musi zostać wypowiedziana – chyba większość nie powinna, ale takie zapisane, zapamiętane myśli mogą zrobić największą robotę. W nas.
Pisząc ten tekst, o paradoksie, boli mnie gardło. Już zaznaczyłam moim studentom, że to oni będą mówić całą lekcję. Ja będę słuchać – w ten sposób oni więcej dowiedzą się o swojej wiedzy, a ja o nich. Taki odniosą pożytek z mojej ciszy.
A jak jest w Twoim życiu? Potrafisz być offline? Jeśli tak, jak to praktykujesz? Podziel się tutaj, lub na fanpage’u.
Dobrego dnia!
[1] CISZA W TEORII I PRAKTYCE, redakcja naukowa Teresa Olearczyk, Kraków 2014